wtorek, 1 maja 2012

Znośna niepewność bytu


Świat prawdopodobnie nigdy nie był miejscem, które jakoś szczególnie rozpieszczało ludzi. Oficjalna wersja naszego cywilizowanego bytu na tej planecie rozpoczęła się około 7-10 tys lat p.n.e. temu na terenach dzisiejszego Bliskiego Wschodu, gdzie nagle i z przyczyn bliżej nieokreślonych nasi praprzodkowie przeszli od zbieractwa i łowiectwa do uprawy roli i hodowli zwierząt. Zaraz potem zaczęli budować miasta a w nich świątynie, a owiany mgłą tajemnicy lud zwany Sumerami począł  wznosić pierwsze piramidy, zwane zikkuratami.  Tak w telegraficznym skrócie i wielkim uproszczeniu brzmi naukowa narracja, tłumacząca nam początki tego, co współcześnie nazywamy cywilizacją. Mniejsza o to jak było naprawdę– rzecz prawdopodobnie w tym, że jako istoty świadome mamy potrzebę szukania genezy powstania naszego gatunku. Przy tym co jakiś czas zastępujemy  jedną narracją inną. W XX wieku narracja religijna została zastąpiona narracją naukową, która z biegiem kolejnych dziesięcioleci prawdopodobnie  wyparta zostanie przez jeszcze inną opowieść.  Nie o poznanie więc tu chodzi, ale o stałe dociekanie sensu. Być może to pierwsze w ogóle nie było, nie jest i nie będzie nam dane. Mit Syzyfa całym  swoim pięknie. 

Jest dobrze?

Mimo to żyjemy i zdaje się, że mamy się całkiem dobrze. Przynajmniej tak to wygląda na pierwszy rzut oka. Dobrobyt wzrasta, podobnie zresztą jak statystyczna długość ludzkiego życia. Zmalała liczba chorób, trapiących ludzkość od jej zarania. Farmakologia poczyniła znaczące postępy, podobnie zresztą jak  medycyna czy chirurgia szczękowo-twarzowa. Dziś każdy, jeśli tylko zechce i ma na to pieniądze, może pozbyć się nie tylko schorzeń doskwierających jego samopoczuciu, ale i urodzie. 

Oburzeni

Mimo tych wszystkich udogodnień niezadowolonych nie brakuje. Przeciwnie, jest ich być może więcej, niż było kiedykolwiek w historii. Wiąże się to z wieloma czynnikami, z których najważniejsze to fakt powszechnej edukacji i zanik analfabetyzmu, co z kolei umożliwiło szerokim, niemym dotąd masom społecznym na wyartykułowanie swoich potrzeb. Jak przypomina nam Zygmunt Bauman, jeszcze 60 lat temu większość ludzi cieszyć się mogła niezmąconą pewnością bytu. Jeśli urodziliśmy się arystokratą, to choć istniała możliwość, że zgramy się do cna w kasynie w Monte Carlo, nigdy arystokratą być nie przestaniemy. Tak więc pozycję społeczną mamy gwarantowaną do śmierci. Podobnie rzecz ma się, jeśli przyjdzie nam się urodzić w zapadłej prowincji, gdzie dzieci biegają boso a bezzębni starcy siedzą przy piecu, wygrzewając stare kości. Tu również oczywistym był jasny i czytelny przekaz, jak wyglądać będzie nasze życie. Bo nie istniały żadne „windy społeczne”, które mogłyby nas z niewysokiego położenia podnieść.  Jedyną klasą, która niepewna była swego losu, było mieszczaństwo a więc ówczesna klasa średnia. Nawet, jeśli syn bogatego kupca odziedziczył interes po swoim ojcu, to musiał w pocie czoła rozwijać interesy, ponieważ jego pozycja społeczna nie była mu raz na zawsze dana, a wynikała z jego pozycji materialnej. Dziś wszyscy jesteśmy w podobnej sytuacji.

0 komentarze:

Prześlij komentarz